Dobrych przyjaciół trudno znaleźć, a jeszcze trudniej zapomnieć.
Pewne osoby odchodzą z naszego życia gwałtownie, bez pożegnania. I choć brak tego do widzenia, to czasami w głębi serca już wiemy, że gest i słowa, jakie padają są tymi ostatnimi. I może właśnie ta właśnie chwila czyni ją pożegnaniem. Pociąg drgnął i zaczął nabierać tempa. Wiatr wpadał przez szybę i układał moje włosy. Zastanawiałam się przez chwilę, co powiedziałam nie tak skoro wszystko, co zrobiłam to tylko wypowiedziałam na głos prawdę. Wyraziłam własne zdanie. I wiedziałam, że będę rozmyślać nad tym raz za razem. Siedząc w samochodzie, słyszałam jak pociąg zaczął przyśpieszać i nim zniknął, zniknęłam ja i Ty też. Osobno, a jednak razem. To był koniec rozdziału i już nigdy nie powrócił.
Ciężko mi przelać to wszystko tutaj, nie wiem czy to kwestia lat zaprzestania pisania i czuję wiele emocji, które wiązały się z tym kilka lat temu czy fakt, że piszę w ten wieczór o czymś, co dawno puściłam w niepamięć. Wiesz, że wiele osób z rodziny o Ciebie pytało? Zdajesz sobie sprawę ze swojej głupoty? Minęło tyle lat ciszy i nic się nie zmieniło. Czasami myślę o Tobie i zastanawiam się, w jakiej skali jest Twoje poczucie szczęścia. Nic mnie bardziej nie zastanawia, czy ktoś jest po prostu szczęśliwy. To takie empatyczne, a zarazem pochłaniające, samookaleczające.
Rozmowy bez limitu, szczere śmiechy, niezliczone wygłupy, wsparcie, plany i chęci to coś, czego przez lata nam zazdroszczono. Minęły lata od tego peronu. Czas tam jakby zatrzymał się w miejscu, bo nic się nie zmieniło od tamtej chwili. Nie myślałam, by historia mogła się powtórzyć. Bardzo długo trzymałam wszystko razem. Nas trzymałam. I czasami miałam wrażenie, że próba dotarcia do Ciebie kończyła się niepowodzeniem. I zwalałam to na charakter, na Twoją cholerną niezależność emocjonalną. I z drugiej strony rozumiałam to, od zawsze. Do takich trudnych skorup jak nasze, trudno się dostać. Ale nie ma skorup, których nie da się rozkruszyć. Zdawało się, że była cicha niewypowiedziana obietnica bycia blisko zawsze, a potem nadeszła cisza. Długa cisza, która nie miała swej przyczyny. I zastanawiałam się, jak Twoje szczęście. Miałam myśli, miałam sen i znów te męczące poczucie napisania do Ciebie, by upewnić się i mieć ten cholerny święty spokój w głowie. A potem już było za późno. Wróciłam z obiadu z rodzicami i ujrzałam coś, w co nie mogłam uwierzyć. Weselne nowiny lecą już hen w świat, tańcuj i szalej jak dziki jesienny wiatr.
Ludzie przychodzą i odchodzą, ale to już było. Kiedyś bym przechyliła złote pszeniczne. Teraz? Teraz się dużo zmieniło i mogę jeszcze otwarcie dodać, jak się z tym czujesz? Czujesz rozczarowanie? Może nostalgię albo żrącą Cię od środka pustkę, a może złość, obojętność? Emocje to rollercoaster, uregulujmy je więc. Najpierw rozczarowanie, a później spora dawka obojętności. I tylko w wyjątkowych sytuacjach czuję nostalgię. I mam taką inną, szczególną. Zżera mnie od środka, jak tylko serce sobie przypomni.
Do puenty tego żałosnego tekstu. Po tylu latach zdałam sobie sprawę, że z ludźmi jest jak z rzeką - czasem płyną wraz z Tobą, czasem własnym nurtem w zupełnie innym kierunku. Przychodzą, kiedy chcą. Wychodzą, kiedy im wygodniej. A póżniej sterta pretensji, żal, pouczania. I tak minie piąty rok przerwy, z którą czuję się świetnie. Odniosłam to. Nauczyłam się w końcu, chyba, że kto ma zostać - zostanie. Kto ma odejść, niech zwolni miejsce. Nauczyłam się, że przy braku zachowania granic, tak jest lepiej, prościej, wygodniej, ciszej. Jednakże chyba ciężko to przyjąć, kiedy nie ma tego do widzenia w pewnych przypadkach? Przeczytałam dziś, przeglądając z nostalgią posty, te słowa, które zaczęły ten tekst. I wiecie co? Zdarzyło się. Chyba nie tak trudno zapomnieć. Przypomniałam sobie, w tym całym zawirowaniu emocji, że niektórym łatwo zapomnieć. Nawet jak coś było bardzo stare, ale prawdziwe. Może taki jest ten świat teraz? Dla mnie nigdy czarne nie było czarnym, a białe białym. Zawsze szukałam drugiego dna w zachowaniu ludzi, przyczyn - dla niektórych zwane usprawiedliwieniem. Zawsze. Ale tu i teraz jesteś już tylko kimś, kogo kiedyś znałam. Dziś jedyne, na co mnie stać to wspomnienia, do których już tak rzadko wracam, a wydaje się że i tak częściej niż Ty. I życzyć Ci mogę szczęścia. I chyba już nie chcę szukać przyczyn, usprawiedliwień. To chyba nazywa się puentą?