Zgadnij, kochanie, o czym mówię. Trwa kilka pięknych lat, które mijają się jak najlepsze samochody w rallycrossie. Mijają i uciekają Ci na beztroskich miesiącach, tygodniach. Marzysz dniem, myślisz nocą. Wyciskasz z niej to, co najlepsze. Bawisz się, zarywasz noce, odsypiasz w dzień. Dziewiąta rano nie ma znaczenia już. Kawa nie smakuje tak dobrze. Nic nie smakuje dobrze po wczorajszych trunkach. Jedynie pościel jest jak ukojenie, tulisz się do niej policzkiem i trzymasz mocno, jakby miała uciec. Żałujesz w południe, by wieczorem powtórzyć błąd. Spontaniczne wypady, szalone decyzje, głupie sytuacje, nieznajome relacje. Wracasz do domu prędzej czy później. Najczęściej później. Ona daje Ci wszystko. Do Ciebie tylko należy decyzja, co weźmiesz. Zgadnij, o czym mówię.
Zgadnij. kochanie, o czym mówię. Śniadania osobne, wspólne kolacje. W sumie dziesięć palców złączone w jedność. Zwyczajnie nie zwracasz na to uwagi, wydaje się to oczywiste i normalne. Dwie dłonie przeplatane w jedność. Kiedy jedno upadnie, drugie będzie z uporem podnosić do góry. Na wyżynę, na górę, na szczyt. Wymiana spojrzeń, minuty niekrępującej ciszy. Zmierzch złoty, niespodzianki. I wspólne chęci. Szerokie ramiona i wewnętrzny spokój. Ukojenie. Głupie zachowania prowadzące nieraz do przyjemnych momentów, nieraz do smutnie niedokończonych rozmów. Namiętne muśnięcia warg. Wykorzystanie okazji, aby się zbliżyć jeszcze bardziej. Mocny dotyk, stanowcza delikatność. Co moje, to Twoje. Przysięgi, cele, plany na przyszłość która ma chwiejny grunt. Zgadnij, o czym mówię.